Prawdę mówiąc, zdołowała mnie ta cała zmiana wierzeń. Tęskniłam za
starymi przywódcami, a szczególnie za Scanem i tym jego miłym stylem
bycia. I odkąd podjęłam decyzję, żeby dalej żyć w nowym Alastorze,
siedziałam w swojej jaskini.
W końcu zdecydowałam się wyjść i zapolować (bo jak długo można przesiedzieć w jaskini na głodniaka..?).
Szłam cicho przez las, z nosem przy ziemi, w poszukiwaniu zwierzyny.
Jak na złość, niczego nie mogłam znaleźć.
Zirytowana, usiadłam pod jednym z wielu drzew i zamknęłam oczy, nasłuchując.
Po jakimś czasie, usłyszałam kroki. Duuużo za ciche, jak na zwierzynę, ale co mi szkodziło sprawdzić...
Podniosłam się i bezszelestnie wdrapałam na drzewo.
Pierwszą rzeczą, którą zobaczyłam, były jelenie rogi. Nie ruszyłam się
jednak z miejsca i zaczekałam, aż ukazała się reszta sylwetki.
To był wilk. Basior, dokładniej ujmując.
Siedziałabym tak niezauważona, aż by mnie minął, ale jak to w tym
okrutnym życiu bywa, musiało mi zaburczeć w brzuchu. Żeby tego było mało
- bardzo głośno.
Jęknęłam, gdy basior się zatrzymał i spojrzał w moim kierunku z wyraźnym
rozbawieniem - tak oto skończył się mój cudowny samotny dzień.
Z westchnieniem zeskoczyłam na ziemię, mistrzowsko ukrywając zawstydzenie.
- Ktoś tu nie potrafi zapolować..? - zapytał basior kąśliwie.
Prychnęłam w odpowiedzi.
- Nie twój interes. - odburknęłam, ruszając w stronę przeciwną do kierunku marszu mojego niedoszłego rozmówcy.
Po kilku krokach odwróciłam z ciekawością głowę, ale jego już nie było, więc wróciłam do szukania zwierzyny.
Tym razem prawie natychmiast natrafiłam na stadko jeleni. Upatrzyłam
sobie jedną z łani i już po chwili napawałam się smakiem świeżego mięsa.
Zadowolona z pełnego brzucha, ruszyłam z powrotem w kierunku swojej jaskini, nie mając ochoty na żadne rozmowy.
Kiedy wracałam, na mojej drodze znalazł się królik. Kłapnęłam zębami,
udając atak i zwierzątko czmychnęło, ku mojej radości. Jeszcze je trochę
pogoniłam, śmiechem reagując na coraz to bardziej przerażone ruchy
królika. W końcu, gdy go złapałam, zlitowałam się nad nim i puściłam
biedaka, po czym podskakując lekko, znów ruszyłam w stronę jaskini.
Dwa dni później znów zapolowałam i znów wpadłam na tego basiora. Kolejne
dwa dni później również i znowu, i znowu. I za każdym razem
wymienialiśmy kilka uszczypliwych uwag.
Znów minęły dwa dni i znów szłam przez las, nucąc pod nosem, kiedy po mojej lewej stronie usłyszałam znajomy głos.
- Widzę, że doskonale sobie radzisz z bezgłośnym chodem...
Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Ależ dziękuję. - odpowiedziałam, z ledwo zauważalnym sarkazmem - Nie
trzeba było... - milczałam dosłownie dwie sekundy, po czym zerknęłam w
stronę swojego rozmówcy - Jak tak teraz o tym myślę, nie mogę
przypomnieć sobie twojego imienia... - powiedziałam, a basior
odpowiedział mi złośliwym uśmiechem. Pierwszy raz widziałam, żeby się
uśmiechnął i przyznam, że przeszły mnie dreszcze. Uśmiech prawdziwie
dodawał mu uroku.
-...
< Hitachi? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz