piątek, 8 sierpnia 2014

Od Mell CD Midnight

-Hmm...o co mu chodziło? - zapytała Midnight
-Albo bredzi jak połamany, albo coś może w tym być - powiedziałam
-Ale co? - zapytała tajemniczo
-Coś musiało się kiedyś wydarzyć co ma teraz wpływ na nas
-A u ciebie było coś takiego?
-Nic co by miało znaczenia kluczowe
-U mnie to samo...
Nagle pojawiło się to samo światło. Pobiegłyśmy za nim i dotarłyśmy nad jakieś jezioro. Światło wleciało do wody. Spojrzałam w taflę i zamiast swojego odbicia zobaczyłam małą Eris, która się do mnie uśmiechała. Od razu wróciły bolesne wspomnienia. Łzy zaczęły mi z oczu płynąć. Midnight od razu to zobaczyła...

<Midnight? WBT xD >

Od Chione CD Hitachiego

- Dobry pomysł - potarłam oczy. - Twój pierwszy. Gratuluję.
Zeskoczyłam z gałęzi i ruszyłam za wilkiem, masując obolałą głowę.
Kiedy w końcu dotarliśmy na miejsce, to, hm... do mnie nie dotarło. Hitachi musiał przytrzymać mnie łapą, żebym nie weszła w drzewo. Troszkę się zamyśliłam.
- Halo? Jesteś tam?
- Hm...? A, tak. Co to za okropne miejsce? - zdziwiłam się i popatrzałam na jakąś dziurę w skale.
- Twoja nowa jaskinia – odparł wilk, tak jakby było to oczywiste.
- No wiesz, co... - westchnęłam.- Myślałam, że masz trochę lepszy gust. Nie żebym wiele się po tobie spodziewała, ale to...
- Może i mam, ale mi się nie chce. Więc albo bierzesz tą, albo sama sobie szukaj.
- No dobra, jakoś się urządzi... - przewróciłam oczami. - Zapraszam do środka. Zostaniesz na herbatę?
Wiem, że moje poczucie humoru jest takie, że aż go nie ma, ale przecież mogę próbować.
Zresztą nie do końca żartowałam. Chociaż nigdy bym się do tego nie przyznała, nawet trochę go polubiłam. Tak trochę.

< Hitachi? WBT
Nie wiedziałam nawet, że potrafię tak okropnie pisać>

Od Hitachiego C.d Cassandry

- Taa, jasne... - Mruknęła przekręcając oczami.
Przyznam. Nie byłem zadowlony z jej odpowiedzi. Znów zrobiłem obrażoną minę. I w tym właśnie momencie wpadłem na świetny pomysł. Miałem swój cel - niech zacznie się śmiać.
Podszedłem do niej, kiedy ta dopiero co się podnosiła. Tylko spojrzała się na mnie zirytowana. Ja podniosłem łapę ze złowieszczą miną. Niektórzy z was pewnie już wiedzą co chciałem zrobić. Szybko podskoczyłem bliżej Cassandry i połaskotałem ją. Ona nic nie czuła przynajmniej na początku. Ja nie przestawałem. Nagle wzięla dużo powietrza w policzki i wybuchła śmiechem. Na całej polanie było tak głośno, że strach mówić. W swoim śmiechu próbowała mnie uderzyć, ale nie trafiała. W końcu nie wytrzymałem. Odskoczyłem na kilka metrów. Zatkałem sobie uszy. Wtedy też Cassandra się uspokoiła.
- Głośniej to się chyba nie da śmiać.... - Warknąłem. Ona tylko się uśmiechnęła. Pewnie przez to, że udało jej się mnie pozbyć.
Położyłem łapy na ziemi i podłem na trawę, która była wyższa ode mnie.
- Właśnie. - Szybko wstałem i się otrzepałem. - Chce cie mieć w moim klanie. Jesteś słoooodka.- Znów zacząłem skakać wte i wewte. Ona tylko popatrzyła na mnie zdziwiona.- Mamy cztery klany, mój Kuran, Moon, Sakamaki i Yemmu. - Wyjaśniłem pokrótce. Podszedłem do Cassandry.
- Albo inaczej. Ty masz być w moim klanie. - Uśmiechnąłem się, co pewnie wydało jej się podejrzane.
- A z jakiej racji? - Wtrąciła.
- Venus! - Krzyknąłem w stronę nieba. Po chwili pojawiło się białe światło. To była Venus.
- Droga Cassandro. Chce mieć z tobą dobry kontakt, a mogę się ukazywaćtylko członkom klanu Achiego. - Powiedziała z uśmiechem na ustach.
- Venus.... - Wymamrotałem.
 - Dlaczego nazywasz mnie Achi? Wiesz, że tylko Zack i dziewczyna, która będzie ze mną, mogą mnie tak nazywać? - Spojrzałem na nią poważnie. Teraz ta rozmowa toczyła się tylko między nami.Dobrych parę minut tak rozmawialiśmy, aż w końcu Venus zniknęła. Zwróciłem się w stronę Cassandry.

Cassandra?

Od Hitachiego C.d Chione

Zacząłem jeszcze skakać wokół Chione. Hehe... Naprawdę ją polubiłem.
- Wiesz... Jesteś ciekawą waderą... - Podszsdłem do niej i turz przed jej głową wyszczerzyłem się jak hiena.
- Dziękuję. - Odparła spokojnie wadera.
Ja tylko ponownitr parsknąłem śmiechem. Kiedy się uspokoiłem szybko złapałem Ice za łapę i pociągnąłem w biegu. Kierowałem się w stronę Samotnego Drzewa.
[...] Po pewnym czasie, kiedy byliśmy na miejscu, odstawiłem Chione na jedną z gałęzi.
- Czas odpocząć. - Oznajmiłem ziewając.
Położyłem się na innej gałęzi.
- Pewnie nie uwierzysz, ale jestem największym lejiem jakiego świat widział... - Spojrzałem na nią kontem oka.
- Naprawdę... - Wymamrotała może nie zdziwiona, ale wyglądała jakby analizowała moje zdanie.Tylko uśmiechnąłem się sarkastycznie. Następnie zamknąłem oczy i momentalnie usnąłem. Chciaż nie wiem czy można to naswać snem. Nie potrzebuję snu, jako demon. Mimo to lubię udawać sen. To mnie odpręża.... Niestety wetedy wszystko słyszę... Jak te głupie ptaki świerkają, drzewa szeleszczą nad uchem.... a moje czułe zmysły nie ułatwiają mi zniesienia tego...
Tak leżąc minęłu nam dobre trzy godziny. Wstałem i wskoczyłem na gałąźIce budząc ją przy tym. To było piękne. Podskoczyła razem z gałęzią....
- Już późno. Znajdziemy ci jaskinie. - Powiedziałem zeskakując na niższą gałąź.

Chione? Tą chorobę Wenusa nazwiemy WBT. Od pełnej nazwy ^^

Od Jenahii CD Carin

Jestem w tej krainie już jakieś parę dni ale wychodzi na to, że nie ma tu żywej duszy. Przynajmniej nikogo nie spotkałam. Obecnie znajduję się koło jakiegoś strumyka, wodospadu. Jest tu ładnie ale przydałoby się znaleźć jakieś jedzonko. Wyruszam na zwiedzanie okolicy i po paru godzinach znajduję jakąś waderę. Jest tak samo dziwna (pozytywnie) z wyglądu jak ja.
- Hej. - mówię z uśmiechem i czekam co powie.
- No cześć. - odpowiada i patrzy dalej. Trochę tego nie lubię ale cóż.
- Ym, nie wiesz, czy jest tu jakaś wataha, albo cokolwiek? I co to za miejsce? - pytam.
- No, tak. Jest tu wataha i tak się składa, ze do niej należę. A co? - pyta i spogląda na nie co jakiś czas.
- Okey, a wiesz, gdzie mogę znaleźć alfę? Chętnie się przyłączę. - odpowiadam.
- Nie. Gdzieś sobie chodzi i tyle. A to miejsce to Alastor. - milknie na chwilę i już mam sobie iść gdy dodaje. - Ale po co ci alfa? Jestem głową klanu Yemmu. Są jeszcze trzy klany. Do którego chcesz należeć? - pyta, nie patrząc na mnie.
- Jesteśmy dosyć podobne pod względem wyglądu wiec może do twojego. - uśmiecham się szeroko a ona tylko prycha, ale widać, że ze skrywanym śmiechem.
- Dobra, to ustalone. Teraz możesz iść do alfy, ma na imię Hitachi. - i milknie ewidentnie kończąc rozmowę. Kręcę lekko głową z uśmiechem i myślę, że ta wadera potrafi być naprawdę fajna tylko trzeba ją poznać. Wpadam na alfę (jeszcze nie wiedząc, że to on) koło wielkiego drzewa. Leży na gałęzi i obserwuje leniwie okolice.
- Heeeej! - drę się do niego. - Na dole! - dodaję, bo wilk rozgląda się na boki.
- O witaj. Jesteś kolejną farciarą i trafiłaś do Alastoru - krainy zmarłych. Ja jestem... - mówi to wszystko tak znudzonym głosem, że aż mi się chce spać.
- Dobra, starczy. Nie chcę wiedzieć kim jesteś, na razie. Szukam alfy, Hitachi, czy jakoś tak. - mówiąc to wszystko, wchodzę na gałąź obok niego. Patrzy na mnie dosyć dziwnie ale takie spojrzenia to ja przyjmuję na co dzień więc mnie to nie rusza.
- Tak, tak ma na imię. - odpowiada takim samym tonem.
- Wiesz gdzie go mogę znaleźć? - pytam, lekko zirytowana.
- No, cóż... Nie bardzo ale uważaj co do niego mówisz. - twierdzi i zamyka oczy.
- Czemu? To jakiś gbur? - wale prosto z mostu.
- Nie ale nie lubię nieokrzesańców. - mówi i teraz łapie, ze powiedział o alfie w pierwszej osobie wiec to on jest alfą. Prycham, a on otwiera oczy i chyba już wie, że wyszło szydło z worka.
- Okey, potrafię się zachować. A więc jesteś alfą? Dobra, taka wadera, którą spotkałam, powiedziała, że jest głową rodziny Yemmu i zgodziła się bym do niej dołączyła. Tylko jeszcze ty się musisz zgodzić. - oznajmiam.
- A mam inny wybór? - pyta retorycznie. - Witaj w watasze. Powiedz mi coś o sobie. - mówi.
- E, nie. Nie lubię, nie ma się czym chwalić. Słuchaj, czy do tego miejsca można trafić parę razy bo wydaje się znajome. - pytam.
- No w zasadzie to tak. A co? - mruży oczy.
- No bo ja tu już chyba byłam. Wiem, że tu była bo... czuję to. Mogę poznać inne wilki? - nakręcam się ale w zasadzie nie wiem po co chcę poznać inne wilki. Coś mi tak mówi i temu czemuś ufam.
 - Droga wolna. - odpowiada i pokazuje łapą przed siebie. Uśmiecha się lekko jakby coś wiedział ale nie przejmuję się tym i idę dalej. Po jakimś czasie napotykam fioletową waderę i podchodzę do niej, a kiedy to robię, do głowy uderza mi głos i mówi jedno słowo: "Weresha".
- Jesteś Weresha? - pytam bez ogródek.
- Tak, a ty to...
- Jenahia. Nie wiem skąd ale cię znam. - wypalam, a wadera patrzy na mnie dziwnie.
- Twoje imię brzmi podobnie do jednej wadery która kiedyś tu była... Jenna miała na imię. - mruży oczy. Nagle przed oczami staje mi obraz czerwono - białej wadery ze skrzydłami, ona rozmawia z Wereshą, śmieją się a potem ta czerwona gdzieś odchodzi, wpada w wir, i widzę małą siebie w łapach matki i rozumiem. To moje poprzednie wcielenie!
- To ja. - szepczę. - Weresha, to ja. Tylko w nowym wcieleniu.
- Jenna? - ona też szepcze i mruży oczy. - Tak, tylko teraz jestem Jenahią. - mówię trochę ze śmiechem, trochę z niedowierzaniem.
- No cóż, witaj z powrotem. - uśmiecha się i odchodzi. Ja też się uśmiecham i idę dalej. Nadal nie mogę tego zrozumieć i nie wiem kiedy wpadam na tą dziwną waderę, którą spotkałam na początku.
- I jak? - pyta.
- Co? A, byłam tu już. W innym wcieleniu. - dodaje kiedy ta patrzy na mnie nie rozumiejąc.
- Byłam Jenną.
- Jenna. Nigdy się nie poznałyśmy. Moja matka cię znała.
- No i coś mówiła? - zaciekawiłam się. Może fajnie byłoby wiedzieć coś o dawnej sobie.

<Carin?>

Od Midnight CD Mell

- No nie... - westchnęłam.
 Przed nami pojawił się wilk. Mały, z piórami w uszach i na łapach. Na, hm... Z tyłu miał dziwny znak. Śmiał się jak wariat.
- Witam drogi panie - zrobił coś co nieco przypominało ukłon i zachichotał.
- Czego? - Mell chyba miała go już dość, mimo, że nie minęły nawet dwie minuty.
Wilk z udawanym zdziwieniem uniósł łapę i wskazał na siebie. Popatrzał na nas pytająco.
 - Kim jesteś i czego od nas chcesz? - zapytałam ze złością. - Albo spadaj.
- Nazywam się Merkury i jestem boskim...- Pasuje do ciebie wiele przymiotników – mruknęła Mell. - Ale na pewno nie „boski”.
- … posłańcem – zaniósł się śmiechem.
- Opentańcem, obłąkańcem... - wyliczała wadera.
- Saturnus każe przekazać... - znowu zachichotał. - Że „klucz do przyszłości znajduje się w przeszłości”, czy jakoś tak – i zniknął w wybuchu oślepiającego, białego światła.

< Mell? >

Od Chione CD Hitachiego

Kichnęłam jeszcze raz i popatrzałam na wilka. Chyba naprawdę chciał to wiedzieć. Oczywiście mógł być po prostu dobrym aktorem.
- Ptaszki śpiewają, kwiatki kwitną - odparłam. - Jest okropnie.
- Dobra odpowiedź.
Hitachi znowu rzucił we mnie płatkami, a ja zaczęłam kichać.
- Ja rozumiem, że jesteś miłośnikiem kwiatów, ale już naprawdę wystarczy...

< Hitachi? Sorry, ale moja wena została wczoraj wyczerpana... Zaraziłam się tym "Wenusem" od Mell >

Sebastian!


https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg3kJ9ONu5p7gVFJi4JWYHnfnDxdUjFPPxq6PI6DYK6PT20vmzTN9EmEV8lufbqa04LrjJVJ4E0sUghOkx522mhXC-3EXhj77TYUash61z2OLrKxq1zCldakQtqyLY5Jb5Y1Zpl_mcvvI0/s1600/a8f95849a6a8bb97e74e4e10db3ba639-d3px2sy.png

Imię: Sebastian
Pseudonim: Lokaj
Klan:
Wiek: 8 lat
Rasa: Wilk Cienia
Hierarchia: Szaman
Charakter: Spokojny,opanowany,cierpliwy,zwinny,jest "cieniem" zawsze pojawia się tam gdzie najmniej tego oczekujesz, lojalny, złośliwy, stanowczy, bezlitosny, inteligentny,twardy,wyhartowany,rzadko się denerwuje oraz jest wygadany.
Zainteresowania: Uwielbia zabawy i wszystkie rzeczy związane z runami,czarną magia (<3),voodo,wszelkimi księgami i zwojami,nie lubi dużego towarzystwa,kiedy ktoś staje się natrętny,gdy ktoś rozczaruje go swoim zachowaniem,nie toleruje braku gustu,słabości,niezdecydowania,nie znosi nieuzasadnionej przemocy,kiedy ktoś go papuguje i małpuje,kiedy ktoś się z nim drażni.
Umiejętności: Zmiana w cień,wywołanie obłędu,czytanie w myślach.
Poziom: 1
Partner/ka: ?
Historia: Trafił tu po tym,jak rozpadła się jego poprzednia wataha,oraz przez to że wrobiono go w zabicie jego brata.Został też odrzucony przez swoje poglądy swój "charakterek".
Steruje: Sfinks1
Inne zdjęcia/ciekawostki:
-Data urodzin: 5 stycznia
-Nie opowiada nikomu o swojej przeszłości,trzyma to w sekrecie
-Jego pseudonim wziął się od posłuszeństwa wobec Alfy w poprzedniej wataszy,był tak zwanym "pionkiem"
-Nawet jeśli myślisz,że go poznałeś/łaś,tak naprawdę grubo się mylisz
-Jako cień

Od Cassandry c.d Hitachiego

Odwróciłam się,uniosłam głowę spoglądając na wilka a na mojej twarzy pojawił się grymas.Rozejrzałam się dookoła,ale na szczęście nikogo nie było w pobliżu.Znów spojrzałam na basiora przeszywającym wzrokiem mówiąc przez zęby:
-Jak jeszcze raz tak mnie nazwiesz to przysięgam,że poddam cię takim mękom jakich nigdy jeszcze nie zaznałeś.
-Ooo...już się boję,ale serio-słodka jesteś jak się tak złościsz.-odpowiedział z sarkazmem.Miałam go już serdecznie dość.Miałam ochotę po prostu wybuchnąć i pokazać mu gdzie raki zimują,ale pomyślałam "Nie zwracaj na niego uwagi.On tego właśnie chce."Odetchnęłam starając się uspokoić.Zaczęłam śpiewać pod nosem na bieżąco wymyślając rymy:
Lalala-ciężki trening.
Lalala-słodkie czekoladki.
Lalala-śmiech i radość.
Lalala-przyjaźń i miłość.
Lalala-spokój i harmonia.
Lalala-śliczna pelargonia.
Lalala...
Nagle on znalazł się koło mnie przysłuchując się.Zaczął głośno rechotać.Coraz trudniej było mi wytrzymać.W końcu warknęłam na niego śpiewając złowieszczo:
Lalala-mam Cię dosyć.
Lalala-muszę z tobą skończyć.
Lalala-mam pazury jak brzytwy.
Lalala-zaraz będziesz martwy.
Basior przestraszył się nie na żarty.Migiem wzleciał w powietrze a ja zanim.Widać było,że osiągnął swój cel.Chciał bym go goniła,ale nie mogłam się opanować.Od dawna nikt tak mnie nie zirytował.Nagle basior gwałtownie zmienił wysokość a ja poszłam w jego ślady.Wiedziałam już wcześniej,że nie jest on tak zwinny jak ja i niestety się nie pomyliłam.Basior nie wyrobił i wpadł w wysoką trawę.Kiedy próbowałam go uratować przez przypadek (chyba) trącił mnie skrzydłem a w efekcie razem z nim wpadłam do wysokiej trawy.Hitachi szybko się podniósł mówiąc:
-Ale jazda!To było super!
-Taa,jasne super.

(Hitachi?Rozbaw mnie jakoś :3)