wtorek, 19 sierpnia 2014

Od Mell CD Midnight

Po chwili postać Eris zniknęła, a ja już przestałam płakać. Nagle Midnight padła na ziemię, ale zaraz po tym się podniosła.
-Hekate- wyszeptała
Zamurowało mnie. To imię już słyszałam! To było tamtego dnia gdy straciłam partnera i córkę. Zaczęłam agresywnie podchodzić do wadery. Ta się zaczęła cofać, potknęła się o kamień i upadła.
-Kim jest Hekate? - zapytałam agresywnie
-Emm...moją siostrą - powiedziała
Warknęłam w stronę wadery.
-Pamiętam to imię, tego dnia gdy ludzie na mnie napadli, porwali mi córkę i zabili partnera, a jeżeli ty masz coś z tym wspólnego to jak boga kocham zabiję cię! - krzyknęłam w jej stronę ze łzą w oku

<Midnight? Zjem cię xD >


Od Cobalta CD Rajani +

-Tak, nawet jestem jednym z przywódców - powiedziałem
-A mogę dołączyć? - zapytała
-Pewnie, nawet możesz być w moim klanie...jeśli chcesz - powiedziałem

<Rajani? Brak Weny xD>


Już możecie do mnie wysyłać opka i formularze ;)
~Pantera

Od Wereshy

Prawdę mówiąc, zdołowała mnie ta cała zmiana wierzeń. Tęskniłam za starymi przywódcami, a szczególnie za Scanem i tym jego miłym stylem bycia. I odkąd podjęłam decyzję, żeby dalej żyć w nowym Alastorze, siedziałam w swojej jaskini.
W końcu zdecydowałam się wyjść i zapolować (bo jak długo można przesiedzieć w jaskini na głodniaka..?).
Szłam cicho przez las, z nosem przy ziemi, w poszukiwaniu zwierzyny.
Jak na złość, niczego nie mogłam znaleźć.
Zirytowana, usiadłam pod jednym z wielu drzew i zamknęłam oczy, nasłuchując.
Po jakimś czasie, usłyszałam kroki. Duuużo za ciche, jak na zwierzynę, ale co mi szkodziło sprawdzić...
Podniosłam się i bezszelestnie wdrapałam na drzewo.
Pierwszą rzeczą, którą zobaczyłam, były jelenie rogi. Nie ruszyłam się jednak z miejsca i zaczekałam, aż ukazała się reszta sylwetki.
To był wilk. Basior, dokładniej ujmując.
Siedziałabym tak niezauważona, aż by mnie minął, ale jak to w tym okrutnym życiu bywa, musiało mi zaburczeć w brzuchu. Żeby tego było mało - bardzo głośno.
Jęknęłam, gdy basior się zatrzymał i spojrzał w moim kierunku z wyraźnym rozbawieniem - tak oto skończył się mój cudowny samotny dzień.
Z westchnieniem zeskoczyłam na ziemię, mistrzowsko ukrywając zawstydzenie.
- Ktoś tu nie potrafi zapolować..? - zapytał basior kąśliwie.
Prychnęłam w odpowiedzi.
- Nie twój interes. - odburknęłam, ruszając w stronę przeciwną do kierunku marszu mojego niedoszłego rozmówcy.
Po kilku krokach odwróciłam z ciekawością głowę, ale jego już nie było, więc wróciłam do szukania zwierzyny.
Tym razem prawie natychmiast natrafiłam na stadko jeleni. Upatrzyłam sobie jedną z łani i już po chwili napawałam się smakiem świeżego mięsa.
Zadowolona z pełnego brzucha, ruszyłam z powrotem w kierunku swojej jaskini, nie mając ochoty na żadne rozmowy.
Kiedy wracałam, na mojej drodze znalazł się królik. Kłapnęłam zębami, udając atak i zwierzątko czmychnęło, ku mojej radości. Jeszcze je trochę pogoniłam, śmiechem reagując na coraz to bardziej przerażone ruchy królika. W końcu, gdy go złapałam, zlitowałam się nad nim i puściłam biedaka, po czym podskakując lekko, znów ruszyłam w stronę jaskini.
Dwa dni później znów zapolowałam i znów wpadłam na tego basiora. Kolejne dwa dni później również i znowu, i znowu. I za każdym razem wymienialiśmy kilka uszczypliwych uwag.

Znów minęły dwa dni i znów szłam przez las, nucąc pod nosem, kiedy po mojej lewej stronie usłyszałam znajomy głos.
- Widzę, że doskonale sobie radzisz z bezgłośnym chodem...
Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Ależ dziękuję. - odpowiedziałam, z ledwo zauważalnym sarkazmem - Nie trzeba było... - milczałam dosłownie dwie sekundy, po czym zerknęłam w stronę swojego rozmówcy - Jak tak teraz o tym myślę, nie mogę przypomnieć sobie twojego imienia... - powiedziałam, a basior odpowiedział mi złośliwym uśmiechem. Pierwszy raz widziałam, żeby się uśmiechnął i przyznam, że przeszły mnie dreszcze. Uśmiech prawdziwie dodawał mu uroku.
-...

< Hitachi? >