sobota, 9 sierpnia 2014

Od Sebastiana

Wieczorem,kiedy panował już pół mrok,zamieniłem się w cień i po cichu udałem się w stronę lasu,najszybciej jak mogłem i najdalej jak tylko się dało.Mimo tego,że jestem obojętny zwątpiłem w słuszność tej decyzji... Nie mogłem tam wrócić,nie po tym jak mnie wrobiono.Szczerze? Mało mnie obchodziło co "oni myśleli",poza tym nikt tak naprawdę nie wiedział czym tak naprawdę jestem,może i w tym wcieleniu,można mnie zabić,ale moja prawdziwa forma nie przybierze formy fizycznej...Uśmiechnąłem się lekko i prawie niewidocznie.No własnie,NIKT o tym nie wiedział,nadal mogłem potajemnie cieszyć się swoją nie wykrytą tożsamością,dla nich byłem zwykłym wilkiem...Przemierzałem las coraz szybciej.Przybrałem postać materialną,nie wilczą tylko ludzką.Zrobiłem kilka kroków,usłyszałem trzask,wszystko zaczęło śmigać mi przed oczami,spadałem.Nim to do mnie całkiem dotarło,usłyszałem huk,potem głuchy trzask,wszystko najpierw się rozmazało,potem zabarwiło na czerwono,potem była tylko ciemność...Wstałem,byłem pod postacią wilka,obok mnie leżało moje ciało,w postaci ludzkiej.Kiedy się rozglądnąłem,zauważyłem,że spadłem z klifu,nikt nie przeżył by upadku z takiej wysokości,nie w takiej postaci.Ujrzałem światło,potem tunel.Nie wiem kiedy wszedłem do niego,upadłem znowu,wstałem,wszędzie było ciemno.
-Tak ma wyglądać mój koniec?-powiedziałem lekko zażenowany-Spodziewałem się odzyskania mojej mocy,mojej prawdziwej postaci-otrzepałem się.
-Nie otrzymasz swych mocy,jedynie swoją normalną postać i formę,zmarłeś,ale nie odczekałeś kary,Sebastianie,ty jako demon,mimo,że masz prawie całą wieczność,nadal nie nauczyłeś się co to dystans?-powiedział twardy i stanowczy głos.
-Nie,skąd wiedziałeś?-odpowiedziałem z niewinnym uśmieszkiem.
-Pomimo,że masz powyżej 5000 lat,daliśmy ci szansę w ciele 7 letniego,nie wykorzystałeś jej.-powiedział inny głos,żeński.
-Nie potrzebuję litości-z mojego pyska nadal nie schodził ten uśmieszek.
-Więc,jak sobie zasłużyłeś,tak skończysz-powiedział najmłodszy głos-Będziesz w świecie zmarłych-zakończył.Nie wzruszyło mnie to jakoś.
-Nadal będziesz w wieku 7 lat...-dodał szybko głos żeński.
-Dlaczego nie przywrócicie mi mojego prawdziwego wieku?-zdziwiłem się.
-Twoja przeszłość,i twoje prawdziwe wcielenie,nigdy nie zostaną odkryte.Nawet mimo tych 789 lat,będziesz miał tylko 7...-wszystkie głosy ucichły.Zobaczyłem małe światełko,potem było większe,aż w końcu,otworzyłem oczy i znalazłem się na ciemnej trawie.Nade mną znajdowało się niebo.Nie ruszył mnie jakoś ten wyrok.Przynajmniej odzyskałem moją formę,moje prawdziwe ciało.Już nie byłem zwykłym wilkiem,byłem tym,czy jestem i powinienem być...

Od Carin CD. Jenahii

Oczy zaczeły mi się świecić na myśli o cierpieniu stworzenia. Szybko odwrociłam głowę, widząc "jego" cień. Usłyszałam cichy szept.
- Zabij... - podpowiadał. Prychnęłam cicho, po czym zaproponowałam samicy pójście do mojej posiadłości. Był to wielki, podziemny dom, nie jaskinia. Nie lubiłam jaskiń. Zaczęłyśmy iść, jednak wciąż czułam, że patrzy. Warknęłam cicho i przyspieszyłam. Wreszcie dotarłyśmy do małego domku na wzgórzu, na terenach watahy. Do tego przy jeziorze. Weszłyśmy do środka, a tam była tylko winda, zjeżdżalnia i schody. Ruszułam w stronę windy. Bez słowa zjechałyśmy na dół. Jenahia wbiegła do głównego hollu.
- Chcesz coś pić? - spytałam - Możesz wszystko, od wody, po... - nie dokończyłam, tylko spojrzałam pytająco. Samica zastanowiła się chwile, po czym rzekła:
- Mogę herbatę? - zapytała i usiadła na kanapie w salonie. Ruszyłam do kuchni. Tam spotkałam "jego" siedzącego na stole.
- Zakończ to szybko - szepnął - Nie mówiłaś jej o mnie, prawda?
- Jak się nie zamkniesz to powiem! - krzyknęłam. Nagle do kuchni wparowała wadera.
- Coś się stało? - spytała na wejściu. Zerknęłam w stronę stołu, na ktorym nadal siedział.
- Zniknij - warknęłam. Jena spojrzala pytająco.
- Do kogo mówisz? - zaczęła się niepokoić. Zaśmiałam się cicho. Nie zauważyła go.
- Herbata zrobiona, wracajmy do salonu - zaproponowałam. Samica poszła przodem.
- Jak nam przeszkodzisz, albo się pokażesz jej, to osobiście Cię zabije - syknęłam. W odpowiedzi usłyszałam chichot. Ruszyłam do salonu, gdzie siedziała wadera. Weszłam, widząc ją przy telewizji.
- Ciekawa? - spytałam donośnie i położyłam picie na stole.
- Tak! - odparła wesoło.

Jenahia?

Od Midnight CD Mell

- Mell – zaniepokoiłam się. - Co się dzieje?
Ale ona mnie nie słyszała. Wpatrywała się w wodę. I nagle: coś uderzyło w ziemię. Łza? Stałyśmy w kałuży łez. A ona dalej płakała, wody było coraz więcej. Tonęłam.
Porwał nie prąd, jakbym była w rzece. Krzyknęłam i zaczęłam w panice machać łapami. Złapałam się jakiejś skały, ale wiedziałam, że długo tak nie wytrzymam.
I wtedy pojawiła się ona.
http://images2.fanpop.com/image/photos/10900000/anime-wolf-wolves-10983897-499-356.jpg
Leciała w powietrzu, półprzeźroczysta niczym duch. Chciałam do niej dołączyć, ale moje moce nagle gdzieś zniknęły.
- Hekate – próbowałam zawołać. Nie mogłam.
I kiedy mrugnęłam, to wszystko nagle znikło. Wróciła Mell, jezioro, dziwny blask.

< Mell? WBT >

Od Jenahaii CD Carin

Spoglądam na waderę na waderę. Może za bardzo się wydarłam? Przecież, skoro ma ten znak... Tak, źle zareagowałam. Zresztą, sama kiedyś miałam taki okres, że nie chciałam żyć.
 - W zasadzie to nie. - odpowiadam. Nawet nie wiem, gdzie jest takie miejsce. Co prawda, moje poprzednie wcielenie tu było ale nie pamiętam wszystkiego.
- No a jaka jest twoja rasa? - pyta, wstając.
- Cóż, wymyśliłam sobie, że Wilczyca Ksieżyca ale nie znam prawdziwej.
- W takim razie zaliczasz się do wilków cienie. - spoglądam na nią pytająco. Wadera uśmiecha się złośliwie. - Skoro księżyc to noc, skoro noc to mrok, skoro mrok to cień tak? - pyta retorycznie. Wzruszam ramionami i także wstaję. Wadera kieruje się w stronę drzewa rzy którym znalazłam Hitachiego.
- A w zasadzie to jak masz na imię? - pyta nagle. Fakt, nie znamy swoich imion.
- Jenahia, ale wolę Dżej lub Jena. - uśmiecham się kwaśno na wspomnienie tego imienia wymawianego przez jeden głos, który chodzi mi po głowie ale nie znam go. Wadera prycha złośliwie.
- Jenahia?! Trochę to takie... głupie. - mówi, a na pysku ma wypisane zdziwienie i śmiech. Wywracam oczami.
- No co ty nie powiesz? Wiem o tym. Dlatego mam te zdrobnienia. A ty? - jestem zirytowana tą sytuacją. Ale ona ma prawo tak reagować.
- Carin. Można też mówić Cris albo Zaćmienie. - mówi obojętnie. Przez chwilę idziemy w ciszy, która trochę mi ciąży a to powoduję, ze staję się zła. Jak sobie jeszcze przypomnę tą minę Jupitera kiedy wpadł do mnie z "wizytą" to mnie normalnie skręca. Wyładowuję się na jakimś robaku który idzie przed nami. Myślę "cierpienie" i robak skręca się, piszczy, a Carin staję jak wryta i patrzy to na mnie to na robaka.

<Carin?>

Od Hitachiego C.d Chione

- Oooo... Z chęcią Ice. - Zacząłem skakać wokoło niej.
Ona powoli weszła do jaskini, a ja za nią. Pogadliśmy jeszcze, około godziny, a potem wybiegłem z jakini do swojej. (nie chce mi się pisać o herbatce XD)
Tak właściwie to wybrałem się do piekła. Chciałem wrszcie poadać z kimś, kto mi się odgryzie.

Następnego dnia...

O świcie wróciłem z wycieczki. Pobiegłem do wodospadów po wodę, naprałem z jakieś naczynie i przyleciałem pod jaskinię Ice. Zakradłem się do środka. Ice pała sobie w najlepsze. Szybko wylłem na nią wodę.
- Co... - Wymamrotała rozglądając się wokoło.
Kiedy spojrzała w moją stronę zaczęł mróżyć oczy. Pewnie nad rnem jeszcze dobrze nei widziała. Po chwili dopiero musiała zobaczyć mój zarys.
- Doberek Ice. - Powiedziałem.
- Dobry... - Wstała i sie przecągnęła.
Od razu ruszyliśmy na polowanie.

Chione? Wene miałem, ale pomysłu jak kontynuować już nie XD

Od Hitachiego C.d Cassandry

Popatrzylem na Cassandrę kątem oka spode łba. Szybko do niej podbiegłem i uderzyłem ją w czoło, lekko, żeby nie było.
- Głupia. - Dodałem odskakując. - Nawet jeśli to widziała nic się nie stało. - Dodałęm odwracając się.
Ruszyłem w stronę lasu. Cassandra stałą tam jeszcze przez chwilę zmieszana. Chyba analizowała, czy ją pocieszyłem, czy obraziłem. Pozwoliłem sobie zajrzeć do jej głowy. Kto mi zabroni? Miałem rację.
- Obydwa. - Odwróciłem głowę w jej stronę ciągle idąc i uśmiechnąłem się arkastycznie.
To sprawiło, że wróciła do siebie. Od razu zrobiła poddenerwowaną minę. Za to ją polubiłem. Jest ciągle czujna i nizadowolona z mojego zachowania. Nie mogłem trafić lepiej. Na dodatek jest w moim klanie... Mogę ją codziennie widzieć.
*Moja mina było taka jak ta buźka: ^u^*
- Gdzie idziemy? - Spytała rozglądając się na boki.
Nie odezwałem się.
- Gdzie idziemy? - Powtórzyła.
Nie odpowiedziałem. Od razu wiedziałem, że on wie, że ja wiem, że jest poddenerwowana. (kocham takie zdania ^
- Gdzie idziemy? - Powtórzyła jeszcze raz stając przede mną i zagradzając mi drogę.
Spojrzałem na nią. Nic nie robiąc poszedłem dalej omijając Cassandrę.

[...] Szliśmy w milczeniu przez pół godziny, aż w końcu dotarliśmy na miejsce.
- Wybierz sobie jaskinie. Klan Kuran ma te, po północnej stronie Samotnego Drzewa. - Oznajmiłem wskazując na północ.
W tym samym czasie Cassandra zrobiła minę typu: what? Wiedziałem, że tak zrobi. Znam bardzo dobrze różne reakcje. Jej typ na 95% tak zareagowałby i jak widać nie myliłem się.
Podszedłem w jej stronę i stanąłem obok niej. Nachyliłem się w jej stronę.
 - No wybierz... - Wyszeptałem jak prawdziwy demon.
Widziałem, że dreszcze przeszedł jej po plecach, ale twaz była niewzruszona. - ...Cassi. - Dodałem.
Wadera od razu machnęła łapą w moją stronę. Oczywiście zdążyłem odskoczyć. Od razu zacząłem się śmiać.
- Widzisz jaka jesteś słodka? - Powiedziałem między kolejnymi miechmi.

Cassandra? Mogę ci załątwić izolatkę :3 (i to wcale nie będzie twoja jaskinia, wcale nie...)

Od Carin CD Jenahaii

Zaśmiałam się ironicznie.
- Nie przepadała za Jenną. Zresztą nikogo nie lubiła. Matka była idiotką, która miała zawsze wielki problem - syknęłam .
- Jak możesz mówić tak o własnej mamie?! - krzyknęła. Uśmiechnęłam się fałszywie.
- Morderca może mówić o ofierze, prawda? - zachichotałam. Samica spojrzała pytająco.
- Co...? - spytała cicho.
- Zabiłam ją. Nie wiedziałaś? Właśnie siedzisz z psychopatką. Klan Yemmu zawsze był dziwnym klanem, idealnym dla psychopatów i odmieńców - zerknęłam na nią kontem oka.
- Jak mogłaś... - narastała w niej wściekłość. Zmierzyłam ją chłodnym wzrokiem, przez co zdziwiona ochłonęła trochę.
- Dlaczego ona dała mi życie... Nie chcę żyć - westchnęłam i napiłam się trochę wody z potoku.
- Nie chcesz żyć? - mówiła, jakby mnie rozumiała. Irytujące.
 - Chciałabyś żyć, gdybyś wszędzie gdzie się pojawisz, wyganiano i nienawidzono Cię?!! - ryknęłam wściekła.
- Chyba chodzi o Twój charakter. .. - zaśmiała się drwiąco.
- Nie, chodzi o to... - odchyliłam szyję, przez co widoczny stał się znak. Znak szatana. Wadera wyglądała na oszołomioną. Zmieniłam temat.
- Masz już miejsce, gdzie mieszkasz?

Jenahia? Wiem, badziewne, ale nie mam weny...

Od Cassandry cd Hitahiego

Byłam zadowolona z takiego obrotu sytuacji.Właśnie tego mi było trzeba,ale ja nie miałam ładnego śmiechu.Nie umiałam się śmiać jak dama,ja parskałam jak koń (bez urazy koniki).To była jedna moja wada.Ciekawe co sobie pomyślał Hitachi a co gorsza-jak Venus widziała całą tę sytuację?Boże,zbłaźniłam się.Co sobie teraz o mnie wszyscy pomyślą?Wojowniczka a zamiast się śmiać jak normalny wilk to ona parska.Spojrzałam na Hitachiego ze smutną miną mówiąc:
-Venus na pewno widziała całą sytuację co nie?
-Wątpię,ale jeśli nawet to co?
-Ja...ja nie umiem się ładnie śmiać.Jedna z moich wad.Jak mnie usłyszała to stanę się pośmiewiskiem.
-Hahaha...chyba żartujesz.Każdy ma prawo się śmiać kiedy chce,gdzie chce i...jak chce.
-No cóż...trudno.Pośmieją się,poplotkują i zapomną...chyba...

(Hitachi?Ten wirus jest zaraźliwy,potrzebna nam izolatka XD)