-Dobrze...gdzie i kiedy? - zapytałam sucho
-Hmm... o świcie, u podnóża Gór Władców
Po tych słowach poszłyśmy w swoje strony.
***
Zjawiłam się na miejscu jeszcze przed świtem. Nie musiałam długo czekać na waderę. Gdy już przyszła ustawiłyśmy się naprzeciw siebie u stup pomników. Nagle pewna wysoka skała stanęła w płomieniach, a chwilę później pojawił się na niej Mars. Obserwował nas uważnie. Nie zwracałam na niego uwagi. Do walki postanowiłam nie używać jadu, ani nie przywoływać demonów. Nie chciałam jej zabić. Zamyśliłam się na chwilkę. Gdy już wróciłam do zmysłów zaszarżowałam na waderę. Strzeliłam jej czubkiem ogona w twarz jak biczem, a potem skoczyłam na zdezoriętowaną waderę. Przygniotłam ją do ziemi.
<Weresha?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz