Westchnęłam ciężko i wykręciłam oczami.Wybrałam jedną z wysoko
położonych jaskiń.Poleciałam w jej kierunku.Była ona średniej
wielkości.Rozejrzałam się uważnie.Jak na moje potrzeby była wręcz
idealna.Na szczęście była nie urządzona.Mogłam według własnego gustu ją
dostosować.Niedługo do jaskini wleciał Hitachi.Usiadł sobie na samym
środku i patrzył na mnie jakby na coś czekał.
-Możesz już sobie iść.Wykonałeś swoje zadanie więc chyba jesteś "wolny".
-Chyba nie do końca...
-Ooo wielkie nieba...-spojrzałam w górę-...co znowu chcesz?
-No...myślę,że chcesz sobie urządzić swoje mieszkanie,wiec chciałem ci pomóc.
-Myślę,że to będzie zbędne.Poradzę sobie SAMA.
Zbliżył się do mnie i zrobił słodką minkę.Przewróciłam oczami,ale muszę
przyznać wyglądał naprawdę słodko.Nie dałam tego po sobie
poznać,odpowiedziałam:
-Dobrze.Możesz mi POMÓC.-Hitachi uśmiechnął się od ucha do ucha.Ja nie
podzielałam jego entuzjazmu.Musiałam najpierw posprzątać w tej
jaskini.Stanęłam na samym końcu jaskini:
-Hitachi,odsuń się na bok.-zaczęłam trzepotać skrzydłami by wszystkie
nieproszone przeszkody usunąć z jaskini (pajęczyny,liście,kurz
edc.).Zajrzałam to małej torby przepasanej na mojej talii.Miała ona
bowiem specjalną właściwość-nie miała dna.Można było wszystko do niej
włożyć ona i tak miała mnóstwo miejsca.Zaczęłam po kolei wyciągać z niej
rzeczy,które należały do mnie za życia.Wyłożyłam na niskiej półce
skalnej dużą niedźwiedzią skórę.Na końcu jaskini gdzie było najwięcej
półek ustawiłam wysokie do moich barek biurko gdzie zwykle za życia
robiłam eliksiry.Na środku położyłam granatowy dywan z wzorami
gwiazdozbiorów a na ścianach powiesiłam zwierzęce rogi.Pozostałe rzeczy
zostawiłam w mojej torbie-nie chciało mi się wszystkiego wyciągać,bo to
za dużo pracy jak na jeden dzień.Wszystko robiłam za pomocą
telekinezy,wiec zasadniczo Hitachi nie miał mi jak pomagać,ale i tak
byłam mu wdzięczna za dobre chęci jeśli takie naprawdę były.
(Hitachi?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz