Oprowadzałem Chione po całym Alastorze. Nie specjalnie mi to przeszkadzało, bo praktycznie cały czas nic nie mówiła. Niektórzy jak raz otworzą gębę to już jej nie zamkną... W końcu dotarliśmy do ostatniego punktu programu i mojego ulubionego. Zawsze nowi mają zdziwiony wyraz twarzy... Ciekawe jaki Chione będzie miała, bo raczej się nie przestraszy.
- Dobra. - Wskoczyłem przed nią zagradzając jej drogę. - Zamknij oczęta swe! - Krzyknąłem.
Chione po chwili zamknęła oczy. Pobiegłem za nią.
- Idź, idź, idź, idź, idź idź. - Popędzałem ją.
Spojrzałem na słońce.
- Okey. Możesz otworzyć swoje piękne oczęta. - Powiedziałem wybiegając na środek polany.
Zacząłem skakać w kilkuset płatkach porozrzucanych na ziemi. Trafiliśmy idealnie na czwartą godzinę. Nagle rzuciłem kupą płatków w Chione. Ona stała w miejscu, a kiedy odebrała kichnęła i wszystkie się rozleciały.
- I jak wrażenia? A i jeszcze jedno. - Położyłem się za ziemi. - Jakie masz ksywki...?
- Ice, Snow... - Powiedziała rozglądając się.
- W takim razie, Ice, powiedz. Co sadzisz o Alastorze? - Spytałem wpatrują się w nią.
Chione? Krótkie, krótkie, ale na tabie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz