- Jejku, możesz przestać? Strasznie to denerwujące jak tak skaczesz. - Robię łapą ruch w górę i w dół. Hitachi tylko się uśmiecha.
- A co mam zrobić? - pyta jakby nie wiedział.
- Najlepiej wkurzać kogoś innego. - mówię. Wilk na reszcie przestaje skakać.
- Jak to? Ale tutaj nikogo nie ma.
- Ale są gdzie indziej. - Uśmiecham się sztucznie.
- Ale mi się nie chce tam iść. - twierdzi i na dodatek siada po czym uderza łapą w ziemię. Wznoszę oczy ku niebu.
- To w takim razie ja pójdę. - Wstaję i kieruję się do Źródła.
- A, to jak ty idziesz to ja idę z tobą. A tak w ogóle to co to za miłość siedzi w twojej głowie, co? Znam go? Ma rogi? - śmieje się. Uderzam się łapą w czoło na znak zażenowania. Ale w ogóle to skąd on wie o czym myślałam? Nie moja wina, że jak myślę o wiśniach <w sensie drzewach> to mi przychodzą na myśl takie obleśne sprawy jak miłość.
- Nie, nie znasz go, nie ma rogów. I nie próbuj więcej tego robić. Jednego lokatora we łbie już mam. - dodaję cicho. Hitachi patrzy na mnie zaciekawiony ale nie pyta. Pewnie znowu zajrzał mi do głowy.
- A gdzie idziemy? - pyta.
- Nie idziemy tylko ja idę. Ty możesz iść... gdzieś. - odpowiada.
- A. No to idę gdzieś, gdzie ty idziesz.
- O boże. No dobrze, idę do Źródła. Dalej chcesz iść? - I wtedy myślę: "Obu nie, oby nie, oby nie"
<Hitachi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz