Oczy zaczeły mi się świecić na myśli o cierpieniu stworzenia. Szybko
odwrociłam głowę, widząc "jego" cień. Usłyszałam cichy szept.
- Zabij... - podpowiadał. Prychnęłam cicho, po czym zaproponowałam
samicy pójście do mojej posiadłości. Był to wielki, podziemny dom, nie
jaskinia. Nie lubiłam jaskiń. Zaczęłyśmy iść, jednak wciąż czułam, że
patrzy. Warknęłam cicho i przyspieszyłam. Wreszcie dotarłyśmy do małego
domku na wzgórzu, na terenach watahy. Do tego przy jeziorze. Weszłyśmy
do środka, a tam była tylko winda, zjeżdżalnia i schody. Ruszułam w
stronę windy. Bez słowa zjechałyśmy na dół. Jenahia wbiegła do głównego
hollu.
- Chcesz coś pić? - spytałam - Możesz wszystko, od wody, po... - nie
dokończyłam, tylko spojrzałam pytająco. Samica zastanowiła się chwile,
po czym rzekła:
- Mogę herbatę? - zapytała i usiadła na kanapie w salonie. Ruszyłam do kuchni. Tam spotkałam "jego" siedzącego na stole.
- Zakończ to szybko - szepnął - Nie mówiłaś jej o mnie, prawda?
- Jak się nie zamkniesz to powiem! - krzyknęłam. Nagle do kuchni wparowała wadera.
- Coś się stało? - spytała na wejściu. Zerknęłam w stronę stołu, na ktorym nadal siedział.
- Zniknij - warknęłam. Jena spojrzala pytająco.
- Do kogo mówisz? - zaczęła się niepokoić. Zaśmiałam się cicho. Nie zauważyła go.
- Herbata zrobiona, wracajmy do salonu - zaproponowałam. Samica poszła przodem.
- Jak nam przeszkodzisz, albo się pokażesz jej, to osobiście Cię zabije -
syknęłam. W odpowiedzi usłyszałam chichot. Ruszyłam do salonu, gdzie
siedziała wadera. Weszłam, widząc ją przy telewizji.
- Ciekawa? - spytałam donośnie i położyłam picie na stole.
- Tak! - odparła wesoło.
Jenahia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz